Menu

Strony

poniedziałek, 28 grudnia 2015

Rozdział IV

             To, co zobaczyłam, zmroziło mi krew w żyłach. Zayn brutalnie wyciągnął jakiegoś faceta z czarnej, zaniedbanej furgonetki. Zaczął okładać go pięściami. Jego twarz stawała się stopniowo, co raz bardziej opuchnięta, a krew tryskała na wszystkie strony. Serce podchodziło mi do gardła widząc jego niewzruszoną twarz. Zbladłam jak płótno. Zadawał mu kolejne ciosy, a furia wzrastała w jego oczach. Kiedy ciało tamtego opadło na ziemie, jego buty automatycznie lądowały na jego żebrach i brzuchu. Nie wiem, ile to trwało. Nogi niemal przyrosły mi do ziemi. Kompletnie nie zdawałam sobie sprawy z tego, co ma miejsce kilka metrów przede mną. Usłyszałam ciężkie kroki- to Louis próbujący powstrzymać chłopaka. On tylko splunął na pobite ciało w kałuży krwi i wsiedli razem z Harrym, (który nagle się pojawił) do furgonetki. Na sekundę spojrzenia moje i Zayna skrzyżowały się. To... to było straszne. Jego wzrok... ta ciemnia. Wyglądał jak potwór. Zatrzasnęli drzwi i odjechali z piskiem opon. Podbiegłam do (uchroń Boże) zwłok tego mężczyzny. Jego klatka piersiowa nieznacznie się poruszała. Sięgnęłam do kieszeni, ale nie zabrałam ze sobą telefonu. Łzy napłynęły mi do oczu, po chwili zmieniło się to w histerię. Zdezorientowana spojrzałam na Zoe i Louisa. Tępo wpatrywali się we mnie.
         - Na co czekacie?! Dzwońcie po karetkę!- wykrzyczałam.
         - Hailey, nie... nie możemy.
         - Co? Co ty...?  Nie widzicie ?!- wyrzuciłam ręce w ich stronę- On umiera! Zróbcie coś! - moja desperacja potęgowała się we mnie. Opadłam na kolana przy leżącym ciele. Widok rozmazywał mi się przez potok łez. Nic nie mogłam zrobić. Krzyknęłam rozpaczliwie: "pomocy", ale głos łamał mi się. Zoe wyrwała się z objęć Louisa i podbiegła do mnie unosząc mnie za ramiona. Wyswobodziłam się z jej uchwytu.
        - Potwory- wysyczałam i posłałam jej pełne pogardy spojrzenie. Zaczęłam biec, biec przed siebie ignorując wołania stojących za mną. Oczy paliły mnie, a nogi odmawiały posłuszeństwa po kilkominutowym sprincie. Przysiadłam na przystanku, ocierając twarz wierzchem dłoni. Ujrzałam zmierzający w moją stronę autobus. Wsiadłam do niego nie fatygując się kupnem biletu. Był pusty, więc nie obawiałam się, że ktoś mnie zobaczy. Cała trzęsłam się ze zdenerwowania. Kiedy rozpoznałam znajomą ulice, wysiadłam. Pokonałam niezdarnie schody, kierując się na drugie piętro i weszłam do mieszkania. Zrzuciłam z siebie ubrania poplamione cudzą krwią. Wzdrygnęłam się na ich widok. Weszłam pod prysznic, a po chwili moje słone łzy mieszały się z zimną wodą. Okryłam się ręcznikiem, a potem wciągnęłam koszulę nocną. Rzuciłam się na łóżko nie przestając płakać. Serce do tej pory łopotało mi jak spłoszony ptak. Jak on mógł zachować się tak bestialsko? Był taki bezwzględny i okrutny. A postawa Zoe i Louisa... czemu nie chcieli wezwać pomocy? Wspominała, że Zayn jest niebezpieczny, ale tego się nie spodziewałam. Boże, gdzie ja się znalazłam? Z kim przyszło mi żyć? Nagle usłyszałam dźwięk przekręcanego klucza. Okryłam się kołdrą i zamknęłam oczy. Poczułam, jak ktoś staje obok i przygląda mi się.
        - Zasnęła- wyszeptała Zoe, po czym wyszła z mojego pokoju. Nie miałam ochoty z nią rozmawiać. Po prostu chcę zasnąć, a może obudzę się w innej rzeczywistości.

Obudziłam się z twardego snu. Poruszyłam nogami i poczułam niemiłe zakwasy. Moje stopy zetknęły się z drewnianą podłogą. Przysiadłam na siedzisku, wyglądając przez okno. Promienie słońca przebijały się przez masywne wieżowce. Jakieś niezidentyfikowane uczucie paliło moje wnętrze. Po chwili je rozpoznałam. Moje myśli powróciły do wydarzeń sprzed kilku godzin. Gwałtownie wstałam i chwyciłam za walizkę leżącą w kącie. Nie chciałam tego, ale byłam zmuszona. Nie mogę żyć z takimi ludźmi. Nie chcę! Nagle drzwi do mojego pokoju otworzyły się z hukiem. Sprawczynią tego hałasu była Zoe. Wyrwała mi walizkę i złapała moje ręce.
           - Odłóż to! Nigdzie nie jedziesz! -krzyknęła.
           - Czemu? Co ci do tego?- warknęłam w jej stronę.
           - Nie chcę cię stracić. Nie znam cię bardzo dobrze, ale czuję w tobie bratnią duszę. Przestań, zostajesz!
            - Bratnią duszę? Moja bratnia dusza na pewno wczoraj nie zachowałaby się w ten sposób.
            - Skoro byłaś tego świadkiem, pozwól, wszystko ci wytłumaczę.-odparła.
             -Słucham.-nie ukrywam, byłam bardzo ciekawa, co ma do powiedzenia.
            - Nie mogłam zadzwonić po pogotowie, bo wszczęto by postępowanie. Chłopaki mieliby problemy.
             - Zasługują na nie! -wykrzyczałam.
             - Hailey! To był zły człowiek! Zasługiwał na to! Poza tym i tak przeżył. Wspominałam ci o.... Uznaliśmy, że musimy ci powiedzieć. Chłopcy są...uhh... w swego rodzaju... gangu.- wydusiła z siebie. Co? Myślałam, że takie rzeczy istnieją tylko w filmach. Do tej pory nie zderzałam się często z tym tematem. Było to mi całkowicie obce i odległe. A teraz? Teraz sama jestem świadkiem podobnych wydarzeń. Wpatrywałam się z niedowierzaniem w brązowe oczy Zoe.
            - Kontynuuj.
            - Nie wyobrażaj sobie zbyt wiele, to nie jakiś amerykański gang "The Kings", czy inne gówno. Nie zabijają ludzi, nie zależy im na władzy i sianiu postrachu w mieście. Chodzi im tylko o forsę. Robią różne przekręty, zajmują się narkotykami, czasami też współorganizują jakieś wyścigi czy walki. Nie żyjemy w niebezpieczeństwie z zewnątrz. Przynajmniej na razie. Chłopaki nieźle prosperują, wszystko mają zaplanowane. Przejęli kilka większych zamówień czy akcji, ale anonimowo. Większość z tej branży ich nienawidzi, ale oni nie wiedzą, kogo nienawidzą, nie wiedzą, kto za tym stoi. Tak jak powiedziałam, chłopaki mają kupę pieniędzy, ale nie są one zdobyte... morderstwami, po prostu prowadzą nielegalne życie.
          - I ty się na to zgodziłaś, będąc z Louisem?- nie wierzyłam w to, co słyszę.
          - Dowiedziałam się o tym, kiedy byłam już w nim zakochana. Odkąd z nim jestem, nieco wycofał się z tego. Najbardziej zaangażowany w to jest Zayn. To on rozpoczął ten biznes i... czasem go ponosi. Momentami jest niebezpieczny, ale o tym się już przekonałaś. Wiem, że to zbyt dużo dla ciebie, ale spróbuj. Nie zostawiaj mnie.
         - Zoe... ja nie wiem, co mogę powiedzieć. To, co wczoraj zobaczyłam, przeraziło mnie. Szczerze? To, że Zayn pobił tamtego faceta, bo jest w gangu, nic nie zmienia. Albo nawet...przeraża mnie jeszcze bardziej.- powiedziałam.
          - Ej...jeśli ty myślisz...nie, nie, oni nigdy nie zrobią ci krzywdy, mała. Nie ma takiej pieprzonej możliwości. Proszę, zostań. Czuję się taka samotna.
           - A co z tą Alex, która wyjechała?- zapytałam.
           - Liam mało się w to angażuje. Alex sama do końca nie jest świadoma, co dzieje się wokół niej. Ona często wyjeżdża i ona...- łzy zaczęły wzbierać się w jej oczach. - Przepraszam, jeśli miałaś mnie za okrutną, nie jestem taka, uwierz mi. Potrzebuję kogoś "z zewnątrz". Zostaniesz? - poczułam, jak mnie obejmuje, a mój podkoszulek przesiąka jej łzami. Nie miałam bladego pojęcia,co się ze mną dzieje. Hailey Levison to istny bałagan, rozgardiasz i chaos. Jestem tak cholernie słaba.
          - Zostanę.


czwartek, 24 grudnia 2015

Rozdział III

                     Pobudka. Prysznic. Śniadanie. Makijaż. I co dalej? Nie mam kompletnie nic do roboty. Czy moje życie będzie tak wyglądało do końca wakacji? Chociaż, muszę przyznać, odkąd mieszkam z Zoe trochę się zmieniło. Pierwszy raz się upiłam. Gdyby w tamtym momencie widziała mnie moja matka... Jej zależy tylko na tym, abym była szkolnym prymusem i nie przynosiła jej wstydu. Nie obchodzi ją czy jestem szczęśliwa, mam przyjaciół, czy spełniam marzenia. Kiedyś tak nie było...ale od ostatniego roku zmieniła się nie do poznania. Wymieniła wszystko na młodszego o 5 lat, bogatego biznesmena. Może teraz jest wreszcie szczęśliwa? Może przez tamte lata męczyła się z nami? Nie wiem, ale nigdy nie zrozumiem jej postępowania.
            Wciągnęłam na siebie czarny, obcisły podkoszulek i jeansowe szorty. Wchodząc do kuchni od razu napotkałam uśmiechniętą Zoe.
          - Cześć. Albo mi się wydaję, albo jesteś jakaś przygnębiona. - powiedziała. Ta dziewczyna ma  chyba radar w oczach.
          - Wydaje ci się. Może to wina jakiejś niekorzystnej aury.
          - Niekorzystna aura? Nie w moim towarzystwie Hailey. Dzisiaj idziemy na zakupy.- odparła klaskając w swoje dłonie z idealnym manicurem. Nie protestowałam. Potrzebne mi były zakupy i to wszelkiego rodzaju: spożywcze, dekoracyjne i odzieżowe. Zauważyłam, że nie ubieram się dość... modnie, stylowo czy seksownie. Nie to, że mi na tym zależały, po prostu sądzę, że może to korzystnie wpłynąć na moją samoocenę. Nie uważam się za ładną. Zwykła twarz, włosy, nigdy nie byłam specjalnie szczupła, ani nie miałam idealnych krągłości. Babcia zawsze mi powtarzała: „Najważniejsze, że jesteś zdrowa". Tata ciągle mawiał mi, jestem piękna i że zasługuję na kogoś wspaniałego. On zawsze podnosił mnie na duchu. Tak bardzo mi go brakuje, a bezsilność mnie dobija.
             Dwie godziny później obładowane byłyśmy masą toreb z zakupami. Zmęczone przysiadłyśmy w małej kawiarni w centrum handlowym. Kupiłam zasłony, ramki, kilka dekoracyjnych pudełeczek, niezbędne pożywienie i parę ciuszków. Gdyby nie ingerencja Zoe prawdopodobnie nigdy bym ich nie wzięła. Ale stojąc w sklepowych przymierzalniach stwierdziłam, że całkiem nieźle na mnie leżą. Niektóre są trochę odważniejsze, ale mimo wszystko podobają mi się. Zamówiłyśmy sobie po mrożonej kawie. Nasz wzrok wylądował na przystojnym, młodym kelnerze. Brunetka od razu posłała mi znaczące spojrzenie, na co się roześmiałam.
        - O chłopaku z takim wyglądem mogę tylko pomarzyć.- westchnęłam.
        - Żartujesz? Jesteś śliczna dziewczyno! On cały czas na ciebie zerka- odpowiedziała Zoe. W tym momencie chłopak podszedł do nas, a ja gwałtownie wciągnęłam powietrze. Wydając mi resztę, pozostawił w mojej dłoni małą karteczkę. Czy ja dobrze widzę: „Zadzwoń do mnie" i jego numer telefonu? Zmrużyłam oczy, czując się niekomfortowo. Nie jestem przyzwyczajona do tego typu podrywów.
       - A nie mówiłam! - Zoe prawie krzyknęła, przez co skarciłam ją wzrokiem. To było miłe...ale nie sadzę, że coś z tego wyniknie. Ten kelner w porównaniu do Zayna...nie ma szans. Zresztą, o czym ja myślę?! Pokręciłam głową i chwyciłam torby gotowa do wyjścia.
             Zegar wskazywał 18. Zoe była przyklejona do telefonu od dłuższego czasu. Jej delikatny i podniesiony głosik wskazywał na to, że rozmawia z Louisem. Po chwili usłyszałam: „ Jasne, Hailey na pewno się zgodzi, do zobaczenia skarbie". Nie to, że byłam gumowym uchem. Zwykły przypadek.
        - Na co się zgodzę? - zapytałam, momentalnie zjawiając się u jej boku.
        - Idziemy dziś na imprezę, cała nasza paczka.
        - Ahh i co w związku z tym?
        - Cała nasz paczka, czyli Ty też! - uśmiechnęła się promiennie
        - Więc kwalifikuje się do waszej ekipy z Nowego Yorku? - spytałam unosząc kąciki ust.
        - Oczywiście, że tak. Musimy się zbierać, mamy tylko godzinę.- dodała, po czym zniknęła za drzwiami swojego pokoju. Podeszłam do szafy i otworzyłam jej drzwiczki wydając głębokie westchnięcie. Po kilku minutach selekcji zdecydowałam się na zwiewną, pudrowo różową bluzkę z falbanką, na ramiączkach. Sięgała ona do pępka, ale postanowiłam ubrać wysokie szorty, więc tylko niewielka część mojego brzucha była odsłonięta. Do tego dopasowałam czarne koturny dodające mi kilka centymetrów wzrostu oraz pierścionek z dużym połyskującym kamieniem. Mój makijaż składał się z podkładu, maskary, eyelinera i perłowo-brązowych cieni na górnej powiece. Włosy pozostawiłam w naturalnym stanie, czyli lekkie fale opadające na ramiona. Zoe miała na sobie wzorzystą sukienkę na ramiączkach, a do tego różowe sportowe buty.
         - Cholera! Louis padnie, kiedy cię zobaczy! -wykrzyczałam patrząc na nią.
         - Coś czuję, że od Ciebie chłopaki nie oderwą wzroku. - powiedziała lustrując mnie od góry do dołu.
         - Emm, mogę cię o coś zapytać?- niepewnie na nią spojrzałam.
         - Pewnie.
         - Co miałaś ostatnio na myśli mówiąc, że Zayn jest...nieodpowiedni i ...
         - Miałam na myśli... cóż on nie bawi się w związki, raczej wykorzystuje dziewczyny w wiadomym celu,  w dodatku jest dość niebezpieczny.
         - Co masz na myśli mówiąc niebezpieczny?
         - Kiedyś się dowiesz...może nie teraz, ale w swoim czasie. - jej odpowiedź kompletnie zbiła mnie z tropu. O czym się dowiem?  Czuję się jak małe dziecko oszukiwane przez rodziców. Od zawsze niesamowicie denerwuje mnie, kiedy ktoś coś przede mną ukrywa. To uczucie jakbym nie była warta zaufania. Życie w nieświadomości to najgorsze, co może być. Nie chciałam naciskać na Zoe, bo nie zamierzam wyjść na wścibską i dociekliwą, ale to oczekiwanie zabija mnie od środka.
Usłyszałyśmy donośny dźwięk klaksonu sygnalizującego przyjazd chłopaków. Zamknęłyśmy drzwi i zbiegłyśmy po schodach, mało co nie zabijając się na moich butach. W aucie siedział już Louis, Niall i Liam, reszta prawdopodobnie była już na miejscu.
Po dziesięciu minutach drogi staliśmy pod całkiem przyzwoicie wyglądającym klubem. Jaskrawy neon ukazywał nazwę "Black Rabbit". Mina opadła mi, kiedy zauważyłam ciągnącą się do nieskończoności kolejkę przy wejściu. Niewzruszeni niczym moi towarzysze ruszyli prosto do jednego z ochroniarzy. Lou szepnął mu coś na ucho. Zaraz po tym każdy z nas swobodnie przeszedł przez bramkę, co nie obyło się bez gwizdów i wulgaryzmów ze strony czekających. Kto by pomyślał... ja, przeciętna zjadaczka chleba i takie względy?
Wchodząc do klubu od razu zostałam uderzona potężną mieszanką perfum, alkoholu, tytoniu i niezidentyfikowanego narkotyku. Przedzierając się przez całkiem sporą ilość osób dotarliśmy do loży. Tam siedzieli już Vicky, Harry i Zayn. Wstali i przywitali się z nami, a wzrok Mulata spoczął na mnie. Uśmiechnął się zadziornie, co nieco mnie zdezorientowało. Usiedliśmy z nimi i po chwili każdy trzymał już szklankę wypełnioną alkoholem. Skończyłam na dwóch drinkach, nie zamierzam znowu mierzyć się z potwornym kacem. Samokontrola podstawą! Lou i Zoe obściskiwali się w kącie, Harry tańczył z Vicky, Niall podrywał jakąś brunetkę, a Liam ciągle sms-ował. Rozważałam kilka opcji w tamtym momencie. Może powinnam wyjść na parkiet?
      - Chodź skarbie, zatańczymy- wzdrygnęłam się słysząc głos Zayna. Nie miałam odwagi (lub chęci) mu odmówić. Zmierzaliśmy w stronę parkietu, a ja niepewnie stawiałam każdy krok. Z głośników wydobywał się kawałek "Latch" Sama Smitha i Disclosure. Lekko się uśmiechnęłam, ponieważ lubię ten kawałek. Zayn obrócił mnie tyłem do siebie, a jego potężne dłonie spoczęły na mojej talii. Po chwili zjechały na biodra i zaczął delikatnie nimi poruszać próbując nadać nam rytm.
         - Rozluźnij się Hailey.- moje imię wypowiedziane jego ustami... to było takie... nazwanie tego byłoby niestosowne. Jego twarz znalazła się w zagłębieniu mojej szyi. Napięcie miedzy nami rosło lecz ja wciąż czułam się niezręcznie.
 I feel we’re close enough. 
Could I lock in your love.*
Jego oddech wywoływał u mnie ciarki. Nasze ciała poruszały się tak rytmicznie... Przysuwał mnie lekko do siebie. 
I’m so encaptured, got me wrapped up in your touch.
 Feel so enamored, hold me tight within your clutch. 
How do you do it, you got me losing every breath.**
Nagle obrócił mnie przodem tak, że nie było między nami przestrzeni. Poczułam jego usta na moim karku. Jakie to niesamowite uczucie kiedy pozostawiał tam mokre pocałunki. 
Now I’ve got you in my space.
 I won’t let go of you.
 Got you shackled in my embrace.
 I’m latching onto you.***
Jego dłonie masowały moje biodra, a ja powoli zatracałam się w nim. Nic nie miało wtedy znaczenia. Kompletnie zapomniałam o otaczających nas ludziach, którzy być może teraz nas obserwują. Ale zaraz! Ja go praktycznie nie znam. Czy nagle mój umysł się obudził? Oddaliłam się odrobinę od Zayna, ale wciąż tańczyliśmy.
         - Coś nie tak?- zapytał patrząc zdezorientowany. Nie, nic tylko właśnie przypomniałam sobie słowa Zoe mówiące że jesteś...kimś w rodzaju męskiej dziwki. Fuknęłam zdenerwowana pod nosem.
         - Nie, przepraszam, muszę do łazienki. - to pierwsze co przyszło mi do głowy. Odeszłam i skierowałam się do toalet. Spojrzałam w lustro poprawiając włosy, a twarz przemyłam zimną wodą. Wzięłam głęboki oddech. Zawsze w ten sposób próbowałam się uspokoić. Po chwili zdecydowałam opuścić pomieszczenie. Przechodząc przez parkiet zauważyłam tańczącego Zayna i Vicky. No oczywiście. Posłałam mu niemiłe spojrzenie i odeszłam prosto do loży. Od razu sięgnęłam po kieliszek i wypiłam shota. 
            - Coś się stało? - spytał Liam.
            - Nie, nie, po prostu uhh...pragnienie - odpowiedziałam bez namysłu.
            - Hailey, możemy porozmawiać? - zapytał... Zayn. Co on tu robi? Nie zdążyłam odpowiedzieć, bo przyciągnął mnie za rękę i oddaliliśmy się kawałek. Byłam bardzo zdezorientowana. Nie miałam pojęcia czego on oczekiwał.
            - Czemu tak nagle wyszłaś i co to było za spojrzenie? - zapytał. On ma do mnie pretensje? Wyszłam tylko do łazienki a ten już przylepił się do innej. 
             - Czy ty w tym momencie żartujesz sobie ze mnie? - spojrzałam na niego gniewnie. Już miałam kontynuować swoją wypowiedź, kiedy Zayn wyjął z kieszeni komórkę i przyciągając ją do ucha. 
            - Halo?- syknął
            -.............
            - Co do...?
            -.................
            - Już idę. -warknął i nawet na mnie nie spojrzał, po prostu wyszedł. Zostawił mnie samą. Czułam się jak kompletna idiotka. Bawił się mną. Byłam bezwolnym narzędziem, marionetką.Nie zastanawiając się wybiegłam za nim z klubu. Kierowałam się zwykłą ciekawością, nie zamierzałam mu się narzucać. Po chwili znalazła się przy mnie Zoe i Louis. To co zobaczyłam zmroziło mi krew w żyłach.


* tekst piosenki podanej w linku
Myślę, że jesteśmy wystarczająco blisko,
Mógłbym zamknąć się w Twojej miłości

**Jestem tak Tobą opętany, 

owinęłaś mnie swoim dotykiem
Czuję się taki zakochany, trzymaj mnie mocno w Twoim uścisku 
Jak Ty to robisz, przez Ciebie tracę każdy oddech.

***Teraz mam Cię w mojej przestrzeni,

 Nigdy Cię nie puszczę. 
Mam Cię spętaną w moich objęciach,
Zatrzaskuję się na Tobie


poniedziałek, 21 grudnia 2015

Rozdział II

               Rano obudziły mnie mocne promienie słońca. No tak... nie mam zasłon. Muszę udać się na zakupy. Kiedy chciałam podnieść się z łóżka, poczułam, że coś mi to uniemożliwia. Była to Zoe oplatająca mnie nogami. Wczoraj rozmawiałyśmy do 2 w nocy, więc prawdopodobnie zasnęła. Dziwne, nie znamy się nawet doby a tak świetnie się dogadujemy. Lekko ją odpychając wstałam i udałam się do kuchni. Stać mnie na miłe gesty, więc przyrządzę dla nas jajecznicę.
          - No hej ! - krzyknęła Zoe. Przestraszyłam się tak, że jajko upadło na płytki rozbijając się.
          - Sprzątasz to! - warknęłam do dziewczyny, po czym obie zaczęłyśmy się śmiać.
          -Ej ! To tylko powitanie! Nie wiedziałam,że jesteś taka strachliwa! Ale dobra, posprzątam, bo widzę, że robisz nam śniadanko. Trafiłam na odpowiednią współlokatorkę! - odpowiedziała Zoe wycierając rozlane jajko.- Wiesz zapomniałam Ci powiedzieć, czasami moja mama robi mi umm... niezapowiedziane wizyty po pewnej sytuacji, więc... tak tylko ostrzegam jakby co.
       - Rozuumiem. Teraz opowiadaj o tej sytuacji.
       -Kiedyś zabalowaliśmy. Harry i Lou zostali u mnie na noc. Kilka butelek na stole i tym podobne. Nagle... wchodzi mama. Skitrałam chłopaków w szafie, ale ona przywiozła mi kilka nowych ubrań i... myślę, że resztę sama sobie dośpiewasz.- uniosła brwi patrząc na mnie. Ja tylko wybuchnęłam śmiechem i wróciłam do robienie jajecznicy.
       - To było pyszne. Jesteś taka niesamowita, nie to co moja była współlokatorka.- moim wyrazem twarzy zachęcałam ją, by kontynuowała.-Kiedyś zapomniałam kluczy z mieszkania, więc wróciłam po nie. Otwieram drzwi a tam... Kelsey siedzi na sofie w mojej seksownej bieliźnie, wydająca dziwne dźwięki przed internetową kamerką. Była tak zażenowana, że nawet nie fatygowałam się by ją wyrzucić, sama się spakowała.
      - Taa, nie sądzę, że po takim wydarzeniu mogłybyście dalej na siebie patrzeć- odpowiedziałam, a uśmiech nie opuszczał mojej twarzy
       - Najgorsze było to, że dałam kupę forsy za tę bieliznę...ugh szmata- westchnęła tłumiąc śmiech.
          Resztę dnia spędziłyśmy na oglądaniu filmów obyczajowych i wspólnych rozmowach. Absolutnie pokochałam tę dziewczynę !
       - No to wychodzimy! - krzyknęła Zoe wstając z kanapy.
        -Co ? Gdzie?
       -Idziemy z ekipą na miasto, a ty oczywiście też jesteś zaproszona - odpowiedziała i pociągnęła mnie za rękę.
       - Cóż... dobra.- odparłam.
       -No to się zbieraj kochana!Nałożyłam lekki makijaż i poprawiłam włosy. Byłam gotowa.
       Po dziesięciu minutach drogi pieszo stałyśmy pod jakimś pubem. W środku czekali już na nas wszyscy. Przywitałyśmy się. Zoe usiadła przy Louisie a ja obok Harrego.
       - Mm cześć piękna- powiedział loczek-Dzisiaj niestety trochę skromniej- dodał lustrując mój ubiór. Ja momentalnie spaliłam buraka i spuściłam głowę przypominając sobie wczorajszą sytuację.
       - Długo będziesz mi to wypominał?- zapytałam z uśmiechem na twarzy.
       - Aż do kolejnego takiego występu. - odpowiedział figlarnie unosząc brwi, na co ja wywróciłam oczami. Spoczęły one na parze przy ścianie. Vicky siedziała na kolanach Zayna. Poczułam wtedy niemiłe ukłucie w brzuchu. To chyba była zadro...nie, nie, nie ! Moje spojrzenie skrzyżowało się ze spojrzeniem Zayna. Uśmiechnął się lekko przygryzając dolną wargę. O mamciu, niech on przestanie ! Nagle przy stoliku znalazł się Niall z tacą pełną piwa. Było też dla mnie. Nie mam pojęcia dlaczego, ale niepewnie spojrzałam na Zoe. Właściwie...co mi szkodzi ? Tak dawno nie czułam tego smaku.
         Zegar wskazywał 19 , więc piliśmy od godziny. Chłopcy uregulowali rachunek i wyszliśmy z pubu. Liam niósł Nialla na barana. Zoe obściskiwała się z Louisem. Vicky już dawno gdzieś zniknęła, a ja Zayn i Harry śpiewaliśmy harcerskie piosenki zaczepiając przechodniów. Dawno nie byłam tak pijana, albo... nigdy nie byłam pijana. Harry zainteresował się starszym panem sprzedającym hot-dogi, więc dołączyłam do niego.
       - Panie hot-doggerze, poproszę paróweczkę! - krzyknął chwytając ketchup i rozlewając go po jego koszuli. Wybuchnęliśmy niekontrolowanym śmiechem.
        - Ja też chcę paróweczkę !
        - Kochanie, to w domu, proszę nie zgarszaj tego starszego pana!- loczek cmoknął w jego stronę posyłając mu niegrzeczne spojrzenie.
         -Przestań głupku!-krzyknęłam na Harrego rzucając w niego kilkoma bułkami.
        - Wynocha mi stąd  !- warknął sprzedawca.
       - Ciszej proszę pana- powiedział Harry zdejmując mu jego czapkę i zakładając ją sobie.Zaczęłam się tak śmiać, że przewróciłam się na wózek, który runął na ziemię  razem ze wszystkimi hot-dogami.
       - O nie !
      - Policja! Policja! - zaczął wołać starszy pan wskazując na młodego oficera przypatrującego się nam i zmierzającego w naszym kierunku. Zanim się obejrzałam Harrego już nie było, a ja stałam osłupiała. Nie wiem ile by to trwało, gdyby nie Zayn przerzucający mnie przez ramię i biegnący przed siebie.Czułam się bardzo dziwnie, jednak wolałam to niż przejażdżkę radiowozem. Po kilku minutach postawił mnie na ziemi w jakiejś ciemnej, zaniedbanej uliczce.
     - Jesteś... ugh, dziękuj mi, bo inaczej siedziałabyś teraz w areszcie.- powiedział głęboko wpatrując mi się w oczy.
     - Nie bądź taki przemądrzały, muszę lecieć, nara - odpowiedziałam i odwróciłam się stawiając powoli kroki.Nagle poczułam mocne szarpnięcie za ramię. Zmarszczyłam brwi i spojrzałam na niego.
     - Na prawdę nie chcesz mi nic powiedzieć? Zresztą... nie pozwolę ci samej wrócić o tej porze, nawet nie znasz drogi.- syknął i ruszył przed siebie wciąż trzymając mnie za ramię. Zdecydowałam się nie sprzeciwiać i grzecznie kroczyłam obok niego. Ciągle potykałam się o... właściwie nic, a Zayn śmiał się pod nosem, za co oberwał kilka kuksańców. Nasza wycieczka nie była długa, lecz kompletnie nie znałam tamtej okolicy. Gdy dotarliśmy do drzwi mieszkania Zayn stanął na przeciwko mnie. Tak intensywnie wpatrywał się w moje oczy. Pomijając fakt ,że przez alkohol ledwie trzymam się na nogach , to teraz czując jego zapach powinnam już leżeć na ziemi. Po chwili jego zadziwiająco delikatna dłoń dotknęła mojego policzka. Jego twarz zbliżyła się do mojej. Ciśnienie gwałtownie wzrosło. Jak się oddycha?
    - Następnym razem uważaj, skarbie. - mruknął do mojego ucha, powodując dreszcze na całym moim ciele. Po sekundzie widziałam go zbiegającego po schodach. Odetchnęłam głęboko i odnalazłam kluczyki w kieszeni. Weszłam do mieszkania, omijając całujących się Zoe i Lou. Runęłam na łóżko i od razu zasnęłam. Śniłam o  brunecie z czekoladowymi oczami.


      Jest 10 rano. Pochłonęłam już trzy butelki wody . "Hej, jestem Kac Morderca, teraz będę ci cholernie uprzykrzał resztę dnia."- podświadomość naśmiewała się ze mnie. Głowa niemiłosiernie mnie bolała, ale wczoraj wiedziałam o konsekwencjach, więc nie mogę narzekać. Leniwie zeszłam z kanapy spoglądając przez okno. Było deszczowo i pochmurnie, nie tak wyobrażałam sobie wakacje. To tylko potęguje moją dzisiejszą nostalgię.
           Reszta dnia minęła podobnie jak jego początek. Spałam, przeglądałam portale społecznościowe czy słuchałam muzyki. W pokoju zjawiła się Zoe z kubkiem gorącej herbaty. Proszę, żeby ona była dla mnie.
        -Trzymaj biedaku. - podała mi kubek.Taaak. Uśmiechnęłam się szeroko.
        -Dziękuję.- odparłam radośnie. Dostrzegałam co raz więcej zalet w posiadaniu współlokatorki.
        -Masz jakieś plany na dzisiaj ?- zapytała
        -Żartujesz ? Jakie mogę mieć plany ?- parsknęłam.
        - Nie wiem, możesz dziergać swetry, przeliczać kolekcje znaczków pocztowych czy...
        - Przestań, Aż tak nudna nie jestem, ale rzeczywiście nie mam tu znajomych...no może oprócz kuzyna  w poprawczaku i cioci z alzheimerem.- odpowiedziałam jej. Nie znałam w Nowym Jorku praktycznie nikogo, dlatego nie miałam możliwości częstych wypadów na miasto, a samotność nie cieszyła mnie tak bardzo jak kiedyś.
         - Cudowne towarzystwo. Dlatego masz mnie, no i chłopaki cię polubili, szczegó...-w tym momencie urwała,z aczynając kaszleć- Dzisiaj wpadają za około....- nie dokończyła bo przerwał nam dzwonek do drzwi- teraz- uśmiechnęła się i poszła otworzyć. Spoglądając na swoje odbicie w telefonie, przeraziłam się Wyglądłam jak potwór! Błyskawicznie wyciągnęłam kosmetyczkę z szuflady i zaczęłam nakładać ulubiony podkład, rzęsy lekko wytuszowałam, a włosy rozczesałam.  Mogłam stwierdzić, że wyglądałam przyzwoicie. Byłam z siebie dumna, makijaż w 90 sekund. Mój życiowy Mount Everest. Chwilę mojego samouwielbienia przerwał Harry wchodzący do mojego pokoju.
       - Cześć.- rzucił na powitanie.
       - Hej.
       - I jak po wczorajszym ?- zapytał tłumiąc śmiech.
        -Nawet mnie nie denerwuj. Mogłam być w takich tarapatach. Byliśmy głupi i tyle.-odparłam z rozbawieniem.
        - To? To to było nic. Jestem znany z gorszych wybryków.- odpowiedział,.opierając się o farmugę drzwi.
        - Co masz na myśli  ?
        - Być może słyszałaś kiedyś o nagim szaleńcu przy fontannie ? - pokiwałam przecząco głową-  Coż... nie ? W takim razie zostawię cię w  niepewności. Teraz chodźmy do reszty.-zaproponował, na co z chęcią przystałam.
        - Robimy noc filmową! -krzyknęła Zoe wkładając płytę do odtwarzacza- Zaczynamy od horrorów. Rozejrzałam się, poszukując miejsca. Niestety, wszystkie były zajęte. Wypuściłam z płuc głębokie westchnieńcie. Już miałam usiąść na podłodze, kiedy zostałam wciągnięta na czyjeś kolana. Obróciłam głowę i ujrzałam Zayna. Wyglądał perfekcyjnie, więc z trudem powstrzymywałam się od podziwiania jego urody. Uśmiechnął się lekko i nachylił się.
     - Witaj skarbie- mruknął do ucha. Znowu te dreszcze, znów ciśnienie wzrasta.- Pięknie pachniesz.-skomentował.
     - Emm.. cześć Zayn.- niepewnie się uśmiechnęłam, skrywajac się za maską niewzruszonej jego komplementami.
     - Wyspałaś się po wczorajszym ?
     - Nie sądzę . Strasznie bolała mnie głowa i wiesz, chciałam cię przeprosić wczoraj byłam nieznośna i dzięki za uratowanie.
     - Nie ma sprawy,mogę cię tak częściej ratować.- mówiąc to przejechał nosem po moim policzku, a ja automatycznie zadrżałam.Film się zaczął. Czułam się fantastycznie, a jednocześnie nieswojo. Dodatkowo wzrok Vicky ciskał pioruny w moją stronę. Postanowiłam to zignorować i skupić się na horrorze. Szczerze, był to jeden z najstraszniejszych jakie w życiu widziałam. W momencie kiedy mała dziewczynka otwierała drzwi, w których stało monstrum wzdrygnęłam się i  lekko podskoczyłam. Brunet objął mnie ramieniem i wyszeptał ciche "spokojnie". Nagle poczułam potrzebę, więc zeszłam z Zayna  i poszłam do łazienki. Po kilku minutach, kiedy weszłam do salonu zobaczyłam Vicky zajmującą moje miejsce. Coż...to było do przewidzenia. Udając niewzruszoną usiadłam na kolanach Harrego. Chłopakowi najwyraźniej się to spodobało, bo szeroko się do mnie uśmiechnął. Czując spojrzenie mulata lekko przytulałam się do loczka udając przestraszoną.
        Film dobiegł końca. Zoe włączyła lampy i wyłączyła napisy końcowe. Czułam ulgę bo ledwo nad sobą panowałam. Byłam padnięta, a oczy same mi się zamykały. Wszyscy zaczęli wstawać  i żegnać się przytuleniem. Kiedy doszłam do Zayna niepewnie oddałam uścisk.
        - Skarbie, nie musisz we mnie wzbudzać zazdrości.- powiedział po czym mrugnął i wyszedł. Znowu zostawił mnie taką osłupiałą.Zazdrości? Jakiej zazdrości ? Chciałam go zdenerwować. To nie było miłe z jego strony,kiedy pozwolił blondynce zająć moje miejsce. Później jeszcze spoglądał na mnie z wyrzutami i wściekłością w oczach.
        - Zoe! Czy... um ...Zayna i Vicky coś łączy ? - zanim się zorientowałam wypowiedziałam te słowa. Chciałam zniknąć w tym momencie lub sprawić, aby magicznym sposobem dziewczyna nie usłyszała mojego pytania.
        - Nie, nie, z tego co wiem jedyne co ich łączy to kilka wspólnych... nocy. Ani Zayn, ani Vic nie bawią się w związki.- odpowiedziała, a ja nie wiedziałam czy ta wiadomość jeszcze bardziej mnie przygnębiła czy ucieszyła. Postanowiłam nie ciągnąć tematu, bo Zoe jeszcze by sobie coś pomyślała.
     -Dlaczego pytasz ? Czy ty...? Nie proszę cię, nie sądzę,że Zayn to odpowie....
    - Nie coś ty, zwykła ciekawość, a teraz lecę, padam z nóg, dobranoc.- ominęłam ją i ruszyłam do sypialni. A jednak sobie coś pomyślała... W  momencie, kiedy opadłam na miękką pościel, zawibrowała mi komórka-sms od nieznanego numeru.
Dobranoc Kochanie . Z xo











niedziela, 20 grudnia 2015

Rozdział I

     A więc, to dzisiaj. Tak upragniony i oczekiwany przeze mnie dzień wreszcie nadszedł. Zaczynam nowe życie? Zdecydowanie tak. Z dala od matki i jej kochasia.
     Może przejdę do początku. Jakie jest moje życie ? Tak samo nudne jak moja osobowość. Nigdy nie byłam w centrum zainteresowania, nie jestem stałym bywalcem imprez, nie mam szerokiego grona znajomych, nie jestem łamaczką męskich serc, mimo,że jestem okropnym leniem mam średnią 4.9... Cóż mam 19 lat i za 3 miesiące zaczynam studia na New York University. Wyjeżdżam z rodzinnego Hoboken już dzisiaj, w pierwszy dzień wakacji. Chcę jak najszybciej rozpocząć samodzielne życie i chociaż w niewielkim stopniu odciąć się od mamy. Czemu nie pałam do niej taką sympatią? Wszystko zaczęło się rok temu. Nigdy nie byliśmy rodziną z wyższych sfer. Zawsze nam starczało na wszystkie podstawowe potrzeby oraz na drobne zachcianki, ale o zagranicznych wakacjach czy własnym samochodzie mogłam jedynie pomarzyć. Pewnego dnia tata oświadczył nam,że poznał nieprzeciętnego biznesmena z interesującą propozycją współpracy. Byliśmy nastawieni sceptycznie, jednak Thomas (bo tak miał na imię) z czasem zdobył nasze zaufanie. Od tego momentu powodziło nam się lepiej. Pieniędzy było więcej z każdym miesiącem, wszystko układało się wspaniale, aż do czasu kiedy radiowóz policyjny zabrał tatę... Został oskarżony i skazany za korupcje i inne biznesowe przekręty. Był niewinny, jestem tego pewna, bo ufam mu jak nikomu innemu na tym świecie. Teraz już wiem, że nie należy wierzyć przedsiębiorcom w drogich garniturach z nagłą chęcią zawarcia współpracy z prostym właścicielem warsztatu samochodowego. Thomas szukał zwykłego frajera, którego mógł wykorzystać i wzbogacić się na nim. Wszystko zaplanował tak, by wszelkie podejrzenia padały na tatę, skutecznie zadbał o swoją niewinność  i zatrudnił najlepszych prawników. Nikt nie wierzył mojemu ojcu. Najlepsze stało się miesiąc później, mianowicie mama oznajmiła mi i mojemu bratu Danielowi, że spotyka się z tym zdrajcą pod gustownym krawatem. Od początku widziałam,że nie przejęła się zbytnio aresztowaniem swojego męża, podejrzewałam,że wcześniej już to zaplanowała z Tomem.W tym momencie resztki jakichkolwiek pozytywnych uczuć do niej wyparowały. Niedługo potem jej kochanek wprowadził się do nas. To było zbyt wiele dla mojej kruchej osobowości.Teraz odzywam się do nich tylko wtedy gdy to konieczne. Mój kochany starszy  brat zostawił mnie z tym wszystkim i sam wyjechał do Seattle. Mój kontakt z nim jest nikły, jakby całkowicie zapomniał o rodzinie. Rozumiem jego nienawiść do matki ale co ze mną ? Każdy dzień z tą dwójką zakochanych był męką i udręką, a ja traciłam nadzieję na nagły przypływ rozumu mojej rodzicielki.
       Teraz, stoję w centrum Nowego Yorku z dwoma walizkami u boku. Co to za uczucie ? Ulga ? Spokój? Niezupełnie, bo nie sądzę ,że zaznam go dopóki tata nie wyjdzie z więzienia. Wsiadłam do stylowej, żółtej taksówki i pojechałam pod wskazany adres. Stanęłam na przeciw bloku. "A więc to tutaj" - pomyślałam i rozpoczęłam 10 minutową walkę "walizki kontra schody". Przed zapukaniem do drzwi potrzebowałam chwili na złapanie tchu. Zanim zdążyłam unieść dłoń, ujrzałam piękną dziewczynę w otwartych drzwiach.
- Skąd Ty...? - ledwo wydusiłam,łapiąc oddech
- Usłyszałam głośne sapanie i tak pomyślałam ,że to moja nowa współlokatoreczka.-odpowiedziała z promiennym uśmiechem na ustach. Była naprawdę śliczna. Zgrabna figura, długie, opadające falami na ramiona, ciemne włosy i ta egzotyczna uroda. Ciekawe jakie ma korzenie...
        -Zapraszam do środka- dodała i zeszła na bok, szerzej otwierając drzwi, dając mi możliwość przejścia.
- A tak w ogóle to jestem Zoe- powiedziała obejmując mnie ramionami
- Hailey- odparłam odwzajemniając miły gest
Mieszkanie było cudowne. Wyglądało jeszcze korzystniej niż na fotografiach.  Ściany były śnieżnobiałe a główna, na której wisiała całkiem duża plazma była pokryta czerwoną cegła. Pomiędzy dwoma szarymi kanapami stał szklany stolik kawowy. Salon łączył się z kuchnią, która prawdopodobnie była w stylu industrialnym. Była mała, ale bardzo przytulna. Zoe zadbała już o wszelkie dodatki.
-Jak widzisz tutaj jest kuchnia z salonem , po prawej stronie jest łazienka, tutaj jest mój pokój, a ten jest twój- powiedziała wskazując palcem na drewniane drzwi.
Mój pokój był dość mały.  Przy ścianie stało dwuosobowe choć nie największe łózko. Po drugiej stronie szafa, komoda, kilka półek i biurko. Przy oknie znajdowało się siedzisko, o którym zawsze marzyłam. Na pierwszy rzut oka zauważyłam brak zasłon. Muszę zainwestować jeszcze w miękki dywan, kilka ramek na obrazy i zdjęcia. Będzie idealnie.
- Widzę, że się podoba. Teraz chodź, pogadamy sobie- złapała mnie za rękę i poprowadziła do pokoju dziennego.
        -Więc opowiedz coś o sobie. - zaczęła.
- Hmm jak wiesz jestem Hailey Levison. Przyjechałam tu na studia na NYU z Hoboken, więc łatwo wywnioskować ,że mam 19 lat.- zatrzymałam się nie wiedząc co jeszcze mogę jej powiedzieć. Wspominałam ,że moje życie jest nudne ? Ahh tak.
-Jestem Zoe Hughes. Przyjechałam z Californi i to cudowne bo też wybieram się na NYU. Coś czuję,że będziemy nierozłączne. Emm może powiesz mi coś na temat swojej osobowości, wiem ,wiem z czasem sama ją poznam ale wolę się przygotować w końcu mamy spędzić razem rok lub dłużej.- nieskazitelny uśmiech nie schodził jej z twarzy
-Cóż, nie wiem czy jest dużo do gadania na ten temat... sama dokładnie nie umiem sprecyzować jaka jestem. Jestem typem osoby: ubieram się na czarno ale kocham małe kucyki i pieski, rozumiesz ?- sama nie wiedziałam co chciałam jej przekazać tą wypowiedzią, ale miałam nadzieje ,że zrozumie  moją nijakość
-Tak, rozumiem. Wieesz, mam grupkę znajomych,oni często tu wpadają, często imprezujemy , ale bez przesady, dużo też ślęczę nad książkami, ale nigdy nie zapominam o dobrej zabawie. Przy nas się rozluźnisz. Nie masz nic przeciwko ich wizytom ? - dodała
Hej ! Nie znam ich , nigdy ich nie widziałam a ty pytasz mnie o takie rzeczy... co jeśli to grupka punków, skinheadów, szalonych studentów  z mottem " miej gdzieś konsekwencje" czy...ugh sama nie wiem.
-Nie, no coś ty- wydusiłam kiedy zorientowałam się, że przez chwilę nic nie odpowiadałam. Nagle Zoe lekko zerwała się z sofy, wzięła telefon do ręki i mruknęła ciche "przepraszam".
-Przepraszam cię, Hailey, ale mój chłopak ma um...problem, muszę zostawić cię na pewien czas. Nie wiesz jak mi głupio, chciałbym tu z tobą zostać  i jeszcze pogadać, dopiero co się poznałyśmy a ja już muszę lecieć- powiedziała z rozczarowaniem na twarzy
- Mamy jeszcze tyle czasu, spokojnie to nadrobimy, nie przejmuj się tylko zmykaj - odpowiedziałam,a po chwili dziewczyny nie było już w mieszkaniu.
Ruszyłam do swojego pokoju i zaczęłam się rozpakowywać. Zajęło mi to dobrą godzinę. Zmęczona runęłam na łóżko i nawet się nie zorientowałam kiedy zasnęłam
Obudził mnie dźwięk smsa. Wyciągnęłam rękę i sprawdziłam telefon. To od mamy
Dojechałaś już?
Serio ? tylko na tyle cię stać ? Odpisałam zwykłe"tak". Była już 19 czyli spałam 2 godziny. Wyszłam z pokoju. Zoe jeszcze nie było. Poszłam do łazienki. Przytulna i mała. Rozebrałam się i weszłam pod prysznic. Ciepła woda rozluźniała moje mięśnie. Każdy nawet najmniejszy kontakt z matką, choćby przez smsa wywoływał u mnie złość. Rozsunęłam drzwi kabiny i postawiłam stopy na chłodnych płytkach. Brawo! Nie wzięłam nic do ubrania! Przybiłam mentalną piątkę z moją głupotą . Zauważyłam kilka ręczników na wieszaku. Zoe na pewno się nie obrazi kiedy pożyczę jeden. Owinęłam się nim, mimo ,że był dość krótki i wyszłam z łazienki. Osłupiałam. Na kanapach w salonie siedziało...raz...dwa...cztery... siedem osób. Głos Zoe wyrwał mnie z fazy kamienia.
-Haiiley ! Hej! Poznajcie wszyscy to moja nowa współlokatorka! - wyciągnęła rękę w moją stronę.
-Wybaczcie mi na chwilkę. - odparłam i sprintem ruszyłam do pokoju szybko ubierając bieliznę i krótką, zwiewną sukienkę. Poprawiłam włosy i znów znalazłam się, tam gdzie ta wesoła gromadka. Kiedy mnie zobaczyli natychmiast zamilkli, a na ich twarzach pojawiły się uśmiechy, zapewne spowodowane moim wcześniejszym występem.
-Więc Hailey, to jest Louis- mój chłopak, to Niall, Liam, Harry, Zayn i Vicky. Wspominałam ci o nich. - powiedziała.Uśmiechy nie schodziły im z twarzy, może oprócz tej blondyny, której wścibskie oczy wędrowały po moim ciele. Wszyscy odpowiedzieli w tym samym czasie, brzmiało to jak jak rzucony we mnie worek z pomieszaniem "hej", "cześć", "siemka", "miło mi" i "siadaj z nami". Zajęłam miejsce obok przyjaźnie wyglądającego blondyna. Wymieniłam z wszystkimi oczywiście oprócz tej Vicky (z którą jak już zauważyłam raczej nie zawrę przyjaźni) kilkanaście zdań. Wszyscy obecni (oprócz blondi) studiują lub zaczynają w tym roku na NYU. W sumie byłam z tego zadowolona, będę kogoś znała. Przyjrzałam się każdemu z nich. Louis cały czas przytulał Zoe, jest w niej bardzo zakochany. Już go uwielbiam za niezwykłe poczucie humoru. Niall to ten blondasek cały czas się chichrający i zajadający chipsy. Był taki słodki. Harry i jego cudowne loki i przenikliwe zielone oczy. Nieustannie wchodzi w zdanie Louisowi wyśmiewając go. Są jak bracia. Liam jest bardzo miły, często zerka i pisze coś na swoim telefonie. Vicky... cóż blondynka w skąpym stroju i dużym biustem. Była piękna, ale nie powiem tego na głos.No i został nam Zayn. Jemu poświęciłam najwięcej uwagi. Miał bardzo niecodzienną urodę. Ciemna skóra pokryta czarnym tuszem na umięśnionych ramionach. Czarne włosy ułożone w "nieład" , lekki zarost, mocno zarysowana szczęka i oczy...tak pięknych z całą pewnością nigdy nie widziałam. 
Około 23:30 zostałyśmy z Zoe same w mieszkaniu. Dziewczyna poszła wziąć prysznic, a ja zjadłam kanapkę i ułożyłam się na łóżku. Po 15 minutach dołączyła do mnie.
- Więc... co powiesz? Są aż tak źli ? - zapytała siadając w rogu mojego łóżka.
- Żartujesz ? Chłopaki są bardzo sympatyczni- odpowiedziałam po chwili zdając sobie sprawę z tego jak to zabrzmiało.
- Czyli mam rozumieć ,że Vicky nie przypadła ci do gustu hmm? - uniosła lekko lewą brew wprawiając mnie tym w zakłopotanie. Już miałam coś odpowiedzieć kiedy ona zaczęła:
- Spokojnie, rozumiem cię. Vicky na ogól jest okej, jednak...- zrobiła przerwę- Jest suką, tak właśnie. Jeśli mam być szczera, kiedyś kiedy kręciłam z Lou ona dobierała się do niego, właściwie spała chyba z każdym oprócz Liama. On ma dziewczynę- Alex, świata poza nią nie widzi, ale ona obecnie jest w Bostonie, wróci za tydzień lub dwa. Są tacy uroczy. Musisz ją poznać jest świetna. A co do Vicky to... cóż chłopaki ją lubią czy coś, nie wnikam.
-Dzięki za szczerość, dokładnie tak ją sobie wyobrażałam. Wiesz co jest najgorsze... to moje dzisiejsze wyjście. Myślałam, że spalę się ze wstydu, nie wzięłam ze sobą żadnych ciuchów i...
-Ej przestań! To było fantastyczne- wybuchnęłyśmy śmiechem- Chłopakom na pewno się spodobało, widziałaś ich miny ? Harry dosłownie powstrzymywał się żeby nie zedrzeć z ciebie tego ręcznika, a Vicky była taka wściekła- mówiła ledwo łapiąc oddech.
- Hej ! Zapomniałam o czymś! -podeszłam do walizki i wyciągnęłam pudełko pierników, które dzisiaj upiekłam- Proszę- podałam jej je- Przytyjmy trochę !
- Dziewczyno już cię kocham!- krzyknęła delektując się wypiekiem.