niedziela, 20 grudnia 2015

Rozdział I

     A więc, to dzisiaj. Tak upragniony i oczekiwany przeze mnie dzień wreszcie nadszedł. Zaczynam nowe życie? Zdecydowanie tak. Z dala od matki i jej kochasia.
     Może przejdę do początku. Jakie jest moje życie ? Tak samo nudne jak moja osobowość. Nigdy nie byłam w centrum zainteresowania, nie jestem stałym bywalcem imprez, nie mam szerokiego grona znajomych, nie jestem łamaczką męskich serc, mimo,że jestem okropnym leniem mam średnią 4.9... Cóż mam 19 lat i za 3 miesiące zaczynam studia na New York University. Wyjeżdżam z rodzinnego Hoboken już dzisiaj, w pierwszy dzień wakacji. Chcę jak najszybciej rozpocząć samodzielne życie i chociaż w niewielkim stopniu odciąć się od mamy. Czemu nie pałam do niej taką sympatią? Wszystko zaczęło się rok temu. Nigdy nie byliśmy rodziną z wyższych sfer. Zawsze nam starczało na wszystkie podstawowe potrzeby oraz na drobne zachcianki, ale o zagranicznych wakacjach czy własnym samochodzie mogłam jedynie pomarzyć. Pewnego dnia tata oświadczył nam,że poznał nieprzeciętnego biznesmena z interesującą propozycją współpracy. Byliśmy nastawieni sceptycznie, jednak Thomas (bo tak miał na imię) z czasem zdobył nasze zaufanie. Od tego momentu powodziło nam się lepiej. Pieniędzy było więcej z każdym miesiącem, wszystko układało się wspaniale, aż do czasu kiedy radiowóz policyjny zabrał tatę... Został oskarżony i skazany za korupcje i inne biznesowe przekręty. Był niewinny, jestem tego pewna, bo ufam mu jak nikomu innemu na tym świecie. Teraz już wiem, że nie należy wierzyć przedsiębiorcom w drogich garniturach z nagłą chęcią zawarcia współpracy z prostym właścicielem warsztatu samochodowego. Thomas szukał zwykłego frajera, którego mógł wykorzystać i wzbogacić się na nim. Wszystko zaplanował tak, by wszelkie podejrzenia padały na tatę, skutecznie zadbał o swoją niewinność  i zatrudnił najlepszych prawników. Nikt nie wierzył mojemu ojcu. Najlepsze stało się miesiąc później, mianowicie mama oznajmiła mi i mojemu bratu Danielowi, że spotyka się z tym zdrajcą pod gustownym krawatem. Od początku widziałam,że nie przejęła się zbytnio aresztowaniem swojego męża, podejrzewałam,że wcześniej już to zaplanowała z Tomem.W tym momencie resztki jakichkolwiek pozytywnych uczuć do niej wyparowały. Niedługo potem jej kochanek wprowadził się do nas. To było zbyt wiele dla mojej kruchej osobowości.Teraz odzywam się do nich tylko wtedy gdy to konieczne. Mój kochany starszy  brat zostawił mnie z tym wszystkim i sam wyjechał do Seattle. Mój kontakt z nim jest nikły, jakby całkowicie zapomniał o rodzinie. Rozumiem jego nienawiść do matki ale co ze mną ? Każdy dzień z tą dwójką zakochanych był męką i udręką, a ja traciłam nadzieję na nagły przypływ rozumu mojej rodzicielki.
       Teraz, stoję w centrum Nowego Yorku z dwoma walizkami u boku. Co to za uczucie ? Ulga ? Spokój? Niezupełnie, bo nie sądzę ,że zaznam go dopóki tata nie wyjdzie z więzienia. Wsiadłam do stylowej, żółtej taksówki i pojechałam pod wskazany adres. Stanęłam na przeciw bloku. "A więc to tutaj" - pomyślałam i rozpoczęłam 10 minutową walkę "walizki kontra schody". Przed zapukaniem do drzwi potrzebowałam chwili na złapanie tchu. Zanim zdążyłam unieść dłoń, ujrzałam piękną dziewczynę w otwartych drzwiach.
- Skąd Ty...? - ledwo wydusiłam,łapiąc oddech
- Usłyszałam głośne sapanie i tak pomyślałam ,że to moja nowa współlokatoreczka.-odpowiedziała z promiennym uśmiechem na ustach. Była naprawdę śliczna. Zgrabna figura, długie, opadające falami na ramiona, ciemne włosy i ta egzotyczna uroda. Ciekawe jakie ma korzenie...
        -Zapraszam do środka- dodała i zeszła na bok, szerzej otwierając drzwi, dając mi możliwość przejścia.
- A tak w ogóle to jestem Zoe- powiedziała obejmując mnie ramionami
- Hailey- odparłam odwzajemniając miły gest
Mieszkanie było cudowne. Wyglądało jeszcze korzystniej niż na fotografiach.  Ściany były śnieżnobiałe a główna, na której wisiała całkiem duża plazma była pokryta czerwoną cegła. Pomiędzy dwoma szarymi kanapami stał szklany stolik kawowy. Salon łączył się z kuchnią, która prawdopodobnie była w stylu industrialnym. Była mała, ale bardzo przytulna. Zoe zadbała już o wszelkie dodatki.
-Jak widzisz tutaj jest kuchnia z salonem , po prawej stronie jest łazienka, tutaj jest mój pokój, a ten jest twój- powiedziała wskazując palcem na drewniane drzwi.
Mój pokój był dość mały.  Przy ścianie stało dwuosobowe choć nie największe łózko. Po drugiej stronie szafa, komoda, kilka półek i biurko. Przy oknie znajdowało się siedzisko, o którym zawsze marzyłam. Na pierwszy rzut oka zauważyłam brak zasłon. Muszę zainwestować jeszcze w miękki dywan, kilka ramek na obrazy i zdjęcia. Będzie idealnie.
- Widzę, że się podoba. Teraz chodź, pogadamy sobie- złapała mnie za rękę i poprowadziła do pokoju dziennego.
        -Więc opowiedz coś o sobie. - zaczęła.
- Hmm jak wiesz jestem Hailey Levison. Przyjechałam tu na studia na NYU z Hoboken, więc łatwo wywnioskować ,że mam 19 lat.- zatrzymałam się nie wiedząc co jeszcze mogę jej powiedzieć. Wspominałam ,że moje życie jest nudne ? Ahh tak.
-Jestem Zoe Hughes. Przyjechałam z Californi i to cudowne bo też wybieram się na NYU. Coś czuję,że będziemy nierozłączne. Emm może powiesz mi coś na temat swojej osobowości, wiem ,wiem z czasem sama ją poznam ale wolę się przygotować w końcu mamy spędzić razem rok lub dłużej.- nieskazitelny uśmiech nie schodził jej z twarzy
-Cóż, nie wiem czy jest dużo do gadania na ten temat... sama dokładnie nie umiem sprecyzować jaka jestem. Jestem typem osoby: ubieram się na czarno ale kocham małe kucyki i pieski, rozumiesz ?- sama nie wiedziałam co chciałam jej przekazać tą wypowiedzią, ale miałam nadzieje ,że zrozumie  moją nijakość
-Tak, rozumiem. Wieesz, mam grupkę znajomych,oni często tu wpadają, często imprezujemy , ale bez przesady, dużo też ślęczę nad książkami, ale nigdy nie zapominam o dobrej zabawie. Przy nas się rozluźnisz. Nie masz nic przeciwko ich wizytom ? - dodała
Hej ! Nie znam ich , nigdy ich nie widziałam a ty pytasz mnie o takie rzeczy... co jeśli to grupka punków, skinheadów, szalonych studentów  z mottem " miej gdzieś konsekwencje" czy...ugh sama nie wiem.
-Nie, no coś ty- wydusiłam kiedy zorientowałam się, że przez chwilę nic nie odpowiadałam. Nagle Zoe lekko zerwała się z sofy, wzięła telefon do ręki i mruknęła ciche "przepraszam".
-Przepraszam cię, Hailey, ale mój chłopak ma um...problem, muszę zostawić cię na pewien czas. Nie wiesz jak mi głupio, chciałbym tu z tobą zostać  i jeszcze pogadać, dopiero co się poznałyśmy a ja już muszę lecieć- powiedziała z rozczarowaniem na twarzy
- Mamy jeszcze tyle czasu, spokojnie to nadrobimy, nie przejmuj się tylko zmykaj - odpowiedziałam,a po chwili dziewczyny nie było już w mieszkaniu.
Ruszyłam do swojego pokoju i zaczęłam się rozpakowywać. Zajęło mi to dobrą godzinę. Zmęczona runęłam na łóżko i nawet się nie zorientowałam kiedy zasnęłam
Obudził mnie dźwięk smsa. Wyciągnęłam rękę i sprawdziłam telefon. To od mamy
Dojechałaś już?
Serio ? tylko na tyle cię stać ? Odpisałam zwykłe"tak". Była już 19 czyli spałam 2 godziny. Wyszłam z pokoju. Zoe jeszcze nie było. Poszłam do łazienki. Przytulna i mała. Rozebrałam się i weszłam pod prysznic. Ciepła woda rozluźniała moje mięśnie. Każdy nawet najmniejszy kontakt z matką, choćby przez smsa wywoływał u mnie złość. Rozsunęłam drzwi kabiny i postawiłam stopy na chłodnych płytkach. Brawo! Nie wzięłam nic do ubrania! Przybiłam mentalną piątkę z moją głupotą . Zauważyłam kilka ręczników na wieszaku. Zoe na pewno się nie obrazi kiedy pożyczę jeden. Owinęłam się nim, mimo ,że był dość krótki i wyszłam z łazienki. Osłupiałam. Na kanapach w salonie siedziało...raz...dwa...cztery... siedem osób. Głos Zoe wyrwał mnie z fazy kamienia.
-Haiiley ! Hej! Poznajcie wszyscy to moja nowa współlokatorka! - wyciągnęła rękę w moją stronę.
-Wybaczcie mi na chwilkę. - odparłam i sprintem ruszyłam do pokoju szybko ubierając bieliznę i krótką, zwiewną sukienkę. Poprawiłam włosy i znów znalazłam się, tam gdzie ta wesoła gromadka. Kiedy mnie zobaczyli natychmiast zamilkli, a na ich twarzach pojawiły się uśmiechy, zapewne spowodowane moim wcześniejszym występem.
-Więc Hailey, to jest Louis- mój chłopak, to Niall, Liam, Harry, Zayn i Vicky. Wspominałam ci o nich. - powiedziała.Uśmiechy nie schodziły im z twarzy, może oprócz tej blondyny, której wścibskie oczy wędrowały po moim ciele. Wszyscy odpowiedzieli w tym samym czasie, brzmiało to jak jak rzucony we mnie worek z pomieszaniem "hej", "cześć", "siemka", "miło mi" i "siadaj z nami". Zajęłam miejsce obok przyjaźnie wyglądającego blondyna. Wymieniłam z wszystkimi oczywiście oprócz tej Vicky (z którą jak już zauważyłam raczej nie zawrę przyjaźni) kilkanaście zdań. Wszyscy obecni (oprócz blondi) studiują lub zaczynają w tym roku na NYU. W sumie byłam z tego zadowolona, będę kogoś znała. Przyjrzałam się każdemu z nich. Louis cały czas przytulał Zoe, jest w niej bardzo zakochany. Już go uwielbiam za niezwykłe poczucie humoru. Niall to ten blondasek cały czas się chichrający i zajadający chipsy. Był taki słodki. Harry i jego cudowne loki i przenikliwe zielone oczy. Nieustannie wchodzi w zdanie Louisowi wyśmiewając go. Są jak bracia. Liam jest bardzo miły, często zerka i pisze coś na swoim telefonie. Vicky... cóż blondynka w skąpym stroju i dużym biustem. Była piękna, ale nie powiem tego na głos.No i został nam Zayn. Jemu poświęciłam najwięcej uwagi. Miał bardzo niecodzienną urodę. Ciemna skóra pokryta czarnym tuszem na umięśnionych ramionach. Czarne włosy ułożone w "nieład" , lekki zarost, mocno zarysowana szczęka i oczy...tak pięknych z całą pewnością nigdy nie widziałam. 
Około 23:30 zostałyśmy z Zoe same w mieszkaniu. Dziewczyna poszła wziąć prysznic, a ja zjadłam kanapkę i ułożyłam się na łóżku. Po 15 minutach dołączyła do mnie.
- Więc... co powiesz? Są aż tak źli ? - zapytała siadając w rogu mojego łóżka.
- Żartujesz ? Chłopaki są bardzo sympatyczni- odpowiedziałam po chwili zdając sobie sprawę z tego jak to zabrzmiało.
- Czyli mam rozumieć ,że Vicky nie przypadła ci do gustu hmm? - uniosła lekko lewą brew wprawiając mnie tym w zakłopotanie. Już miałam coś odpowiedzieć kiedy ona zaczęła:
- Spokojnie, rozumiem cię. Vicky na ogól jest okej, jednak...- zrobiła przerwę- Jest suką, tak właśnie. Jeśli mam być szczera, kiedyś kiedy kręciłam z Lou ona dobierała się do niego, właściwie spała chyba z każdym oprócz Liama. On ma dziewczynę- Alex, świata poza nią nie widzi, ale ona obecnie jest w Bostonie, wróci za tydzień lub dwa. Są tacy uroczy. Musisz ją poznać jest świetna. A co do Vicky to... cóż chłopaki ją lubią czy coś, nie wnikam.
-Dzięki za szczerość, dokładnie tak ją sobie wyobrażałam. Wiesz co jest najgorsze... to moje dzisiejsze wyjście. Myślałam, że spalę się ze wstydu, nie wzięłam ze sobą żadnych ciuchów i...
-Ej przestań! To było fantastyczne- wybuchnęłyśmy śmiechem- Chłopakom na pewno się spodobało, widziałaś ich miny ? Harry dosłownie powstrzymywał się żeby nie zedrzeć z ciebie tego ręcznika, a Vicky była taka wściekła- mówiła ledwo łapiąc oddech.
- Hej ! Zapomniałam o czymś! -podeszłam do walizki i wyciągnęłam pudełko pierników, które dzisiaj upiekłam- Proszę- podałam jej je- Przytyjmy trochę !
- Dziewczyno już cię kocham!- krzyknęła delektując się wypiekiem.

7 komentarzy:

  1. O jejuś, niezła ta akcja z tym ręcznikiem. Jestem pewna tak jak Zoe, że chłopcom na pewno się spodobało:)
    http://wait-for-you-1dff.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak obiecałam tak jestem. Świetny rozdział. I tak akcja z ręcznikiem :D Na pewno zajrzę tu jeszcze nie raz. I trzeba teraz nadrobić rozdziały!
    Pozdrawiam cieplutko ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Cudowny blog <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetny styl pisania , lekko i przyjemnie się czyta;
    Zoe i Hailey <3

    OdpowiedzUsuń